Całą serię trzech krótkich opowiadań Krzysztofa Bochusa Tajemnice Trzech Szczytów postanowiłam sobie przesłuchać, a nie czytać – i był to strzał w dziesiątkę. To krótkie, intensywne opowiadania, które świetnie sprawdzają się jako tło dla świąteczno-wielkanocnych dni. W Lany Poniedziałek, gdy lenistwo z kanapy nie odpuszcza, odpaliłam drugi tom serii – Krew na Połoninie. Tym razem Krzysztof Bochus zabiera nas w zimowe Bieszczady, w sam środek śnieżnej zawiei i… zbrodni.

Co znajdziesz poniżej?
Krzysztof Bochus
Przeczytaj kilka słów o Krzysztofie Bochusie:
Krzysztof Bochus – kryminalna precyzja i górskie tajemnice
Śnieżyca, wesele i zniknięcie
Akcja opowiadania toczy się w górskim pensjonacie, w którym odbywa się huczne wesele. Gdy rano po nocy poślubnej panna młoda budzi się sama, zaczyna się robić niepokojąco. Mąż zniknął bez śladu. Na domiar złego, za oknami szaleje śnieżyca, która odcina wszystkich od świata. Na szczęście (albo nieszczęście) wśród gości znajduje się komisarz Grzegorz Heller, który – trochę z przypadku, trochę z obowiązku – rozpoczyna dochodzenie.

Bochus świetnie wykorzystuje zamkniętą przestrzeń i aurę zimowych Bieszczad. Tworzy tajemniczy klimat – zamieć, izolacja, ograniczona liczba podejrzanych. A wszystko to opisane bez zbędnych ozdobników, konkretnie i z napięciem.
Oszczędność słów, gęstość emocji
To, co wyróżnia Krew na Połoninie, to forma. Opowiadanie ma zaledwie 75 stron, a jednak zawiera wszystko, co powinien mieć dobry kryminał: intrygę, zagadkę, ciekawych bohaterów i twist. Autor nie bawi się w przydługie opisy czy filozoficzne dygresje – każde zdanie ma tu swoją wagę.
Górski klimat i detale, które robią robotę
Dla fanów gór, Bieszczady to więcej niż tło. To bohater, który mruczy za oknem, przygniata śniegiem i zawiewa ślady. Doceniam też dbałość o szczegóły – Bukowe Berdo, górskie pensjonaty, klimat zimowych połonin – wszystko to tworzy autentyczną, nieco mroczną atmosferę. Idealną do opowiedzenia historii, która może się zdarzyć… wszędzie. A jednak – gdy dzieje się w górach, to wszystko smakuje inaczej.
Krótko, ale treściwie – i chce się więcej
Krew na Połoninie to świetny tomik na jeden wieczór (albo jeden świąteczny spacer z audiobookiem w uszach). Jeśli ktoś sięga po książkę o tej objętości, wie, że nie będzie to epicka powieść, ale krótki, intensywny kryminał. I właśnie to dostajemy – porcję emocji skondensowaną jak śnieg w marcowej lawinie. Dla mnie to opowiadanie trzyma poziom pierwszego tomu (Śmierć na Kopie). Jest równie spójne, dobrze skonstruowane i pełne napięcia.
Na koniec – warto? Zdecydowanie tak.
Jeśli masz wolną godzinę, kubek herbaty i ochotę na coś z dreszczykiem – Krew na Połoninie będzie idealna. Krzysztof Bochus pokazuje, że forma „short crime” też może mieć siłę rażenia. To proza precyzyjna, inteligentna i pełna emocji. Oby więcej takich opowiadań – a ja już szykuję się na tom trzeci Tajemnica Jaskini Mylnej.
Dodaj komentarz