Tatry zimą? Oczywiście! Cel naszej wyprawy był jasny – Świnica. Ale jak to u nas bywa, dzień przed wędrówką pojawił się pomysł na małą „rozgrzewkę”. I tak padło na Czerwone Wierchy, a konkretnie na najwyższy z ich szczytów – Krzesanicę (2122 m n.p.m.), bo przecież Diadem Polskich Gór sam się nie zdobędzie! Miała to być lekka i przyjemna wycieczka. Miała… ale życie jak zawsze miało inne plany.

Krzesanica

2122 m n.p.m.

• Kiry

8:27 h
15,8 km

• Ciemniak
• Kobylarzowy Żleb

1389 m

29


Co znajdziesz poniżej?
- 1 Trasa rozpisana do książeczki GOT PTTK – Krzesanica z Kir przez Kobylarzowy Żleb – Czerwone Wierchy zimą
- 2 Parking w Kirach – gdzie zostawić auto?
- 3 Start w Kirach – pełni werwy i optymizmu!
- 4 Podejście na Ciemniak – lekko, łatwo i przyjemnie?
- 5 Krzesanica – królową Czerwonych Wierchów
- 6 Małołączniak i decyzja, która zmieniła wszystko
- 7 Zejście Kobylarzowym Żlebem – test umiejętności i nerwów
- 8 Było warto!
Trasa rozpisana do książeczki GOT PTTK – Krzesanica z Kir przez Kobylarzowy Żleb – Czerwone Wierchy zimą
Trasa z Kir przez Ciemniak na Krzesanicę i Małołączniak prowadzi przez malownicze grzbiety, skąd rozciąga się panorama na Tatry Zachodnie i Słowackie. Zejście Czerwonym Grzbietem i dalej Kobylarzowym Żlebem (niebieski szlak) do Przysłopu Miętusiego, a następnie powrót przez Dolinę Kościeliską do Kir, stanowi pełną emocji trasę dla wprawionych wędrowców, idealną do zapisania w książeczce GOT PTTK. Całość należy do grupy T.02 Tatry Zachodnie, dzięki czemu zdobywasz kolejne punkty na odznakę turystyczną.
Kiry – Wyżnia Kira Miętusia | 1 |
Wyżnia Kira Miętusia – Chuda Przełączka | 13 |
Chuda Przełączka – Ciemniak | 3 |
Ciemniak – Krzesanica | 1 |
Krzesanica – Małołączniak | 2 |
Małołączniak – Kobylarz | 2 |
Kobylarz – Przysłop Miętusi | 3 |
Przysłop Miętusi – Wyżnia Kira Miętusia | 3 |
Wyżnia Kira Miętusia – Kiry | 1 |
SUMA PUNKTÓW GOT | 29 |
Parking w Kirach – gdzie zostawić auto?
Planując wędrówkę Doliną Kościeliską, warto wiedzieć, gdzie wygodnie zaparkować. W Kirach, tuż przy wejściu na zielony szlak, znajduje się kilka parkingów, m.in. wzdłuż ul. Strzelców Podhalańskich. Są one przestronne i stanowią idealne miejsce na rozpoczęcie górskiej wyprawy.
📍 Kliknij tutaj, aby sprawdzić dokładną lokalizację w Google Maps.
💰 Opłata za parking (marzec 2025): 35 zł za dobę/auto. Płatność u parkingowego, który podejdzie do Ciebie na miejscu. Jeśli przyjedziesz wcześniej, znajdziesz za wycieraczką kwitek – opłacisz go w pobliskim sklepiku.
Start w Kirach – pełni werwy i optymizmu!
Naszą trasę rozpoczęliśmy w Kirach, gdzie zaparkowaliśmy auto na prywatnym parkingu. Pogoda była wręcz bajkowa – pełne słońce, lawinowa jedynka, a na szczytach 8-10°C. Brzmi idealnie! I tak właśnie było. Z taką aurą i zapasem energii ruszyliśmy zielonym szlakiem w stronę Doliny Kościeliskiej, by następnie odbić na czerwony prowadzący wprost na Ciemniak (2096 m n.p.m.).



Podejście na Ciemniak – lekko, łatwo i przyjemnie?
Szlak był dobrze wydeptany, a tempo mieliśmy całkiem żwawe – na szczycie Ciemniaka zameldowaliśmy się w niecałe trzy godziny. Śnieg skrzypiał pod butami, słońce miło grzało twarze, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ta „lekka rozgrzewka” wymaga ode mnie aż takiego pokładu energii, który powinnam zostawić na jutrzejszą Świnicę! Przecież to miało być krótko, wolno i „na luzie”! Przypomniał mi się szlak na Sarorobociański Wierch, który miał być lekką rozgrzewką latem przed zdobyciem Rysów od polskiej strony 🙂





Krzesanica – królową Czerwonych Wierchów
Z Ciemniaka na Krzesanicę prowadzi dość łagodna i krótka ścieżka. Nie minęło 15 minut, a już staliśmy na najwyższym szczycie Czerwonych Wierchów. Widoki? Bajka! Tatry Wysokie na wyciągnięcie ręki, a pod stopami biała kołdra śniegu. Jesienią znałam te góry z rudawym odcieniem situ skuciny, teraz wyglądały zupełnie inaczej – jakby ktoś rozrzucił im po wierzchu watę cukrową.




Małołączniak i decyzja, która zmieniła wszystko
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej – w stronę Małołączniaka 2096 m n.p.m. Kilkanaście minut i kolejny szczyt Czerwonych Wierchów był nasz! To tutaj padło pytanie: „Schodzimy normalnie do Kuźnic, czy Kobylarzowym Żlebem?” Warunki były idealne, a takie zdarzają się rzadko by zejść tym szlakiem – śnieg odpowiednio ubity, lawinowa jedynka, więc decyzja zapadła – idziemy niebieskim szlakiem przez Kobylarz. Z perspektywy czasu: to był najpiękniejszy i najbardziej wymagający fragment trasy.

Zejście Kobylarzowym Żlebem – test umiejętności i nerwów
Raczki zmieniliśmy na raki, czekany w ręce i zaczynamy zabawę. Kobylarzowy Żleb zimą to nie przelewki – jest stromo, lawinowo, miejscami wystają spod śniegu łańcuchy (w naszym przypadku tylko jeden, reszta była schowana głęboko pod śniegiem), a brak wprawy w poruszaniu się w zimowych warunkach mógłby skończyć się niezbyt przyjemnym ślizgiem w dół. Powoli, z pełnym skupieniem pokonywaliśmy kolejne metry. Przed nami już ktoś schodził, bo widoczne były ślady choć nieliczne.



Czy było łatwo? Nie. Czy było warto? ABSOLUTNIE TAK! Po drodze mieliśmy cały repertuar emocji – od ekscytacji, przez chwilowe zwątpienie („Czy my serio musieliśmy schodzić tędy?”), aż po czystą euforię, gdy dotarliśmy na dół. Nagroda? Kozice, które z zaciekawieniem obserwowały nasze poczynania, i krokusy, które przebijały się przez suchą trawę.


Było warto!
Cała trasa zajęła nam około 8 godzin i śmiało mogę powiedzieć, że była jedną z piękniejszych, jakie miałam okazję przejść zimą w Tatrach. Ale uwaga – to nie jest trasa dla każdego. Jeśli myślisz, że „a, pójdę bez przygotowania”, to od razu lepiej zmień plany. Dobra kondycja, umiejętność poruszania się w rakach i korzystania z czekana to podstawa, zwłaszcza przy zejściu Kobylarzowym Żlebem.
Czy polecam? Oczywiście! Ale tylko tym, którzy są gotowi na solidne wyzwanie. Jeśli masz siłę, zimowe Tatry wynagrodzą Ci trud bajecznymi widokami, a Krzesanica przypomni, dlaczego góry uzależniają.
To co, jesteś gotowy przejść tym szlakiem? 😉
Dodaj komentarz